-->

1 paź 2010

Interes



Heniek tkwił w bezruchu. Leżał rozpłaszczony jak naleśnik na posadzce. Trwał w tej niewygodnej pozycji już od godziny i całkiem ścierpły mu łapy.
- Dobra, wystarczy. Wstawaj. – powiedział Pimpek, który nadzorował całą operację. Heniek spróbował podnieść się, ale nie było to łatwe. Mrowiły go kończyny, zesztywniał mu grzbiet. W końcu udało mu się dźwignąć z ziemi. Spod grubego kociego ciała wyłonił się arkusz papieru. Na kartce widniał rysunek. Szkic przedstawiał jakiś irlandzki klif. Brzeg papieru był czymś zachlapany. Poza tą małą skazą rysunek był bez zarzutu.
Pimpek przysunął do Heńka kolejny lekko sfatygowany arkusz, wygładził go pobieżnie łapą i rzekł:
- Teraz ten.
- Litości. – zamiauczał błagalnie Heniek. Daj mi rozprostować gnaty. Całkiem zdrętwiał mi tyłek. Chyba nie czuję ogona. – spojrzał do tyłu, dotknął łapą swoją kocią chlubę i przeszedł mu nieprzyjemny dreszcz po ciele. Znacie pewnie to okropne uczucie, kiedy dotykacie swojej odrętwiałej kończyny i zdaje się wam, że to ciało kogoś obcego. Brrr. To samo poczuł Heniek, a właściwie nie poczuł…
- No dobra, chwila przerwy i zaraz zabieramy się znowu do roboty. Żeby interes był opłacalny musimy wyrobić założoną dzienna normę – powiedział zdecydowanym tonem Pimpek.
Zabieramy się do roboty... - pomyślał Heniek. Kto się zabiera ten się zabiera, kierownik się znalazł. Położył jednak uszy po sobie i nie protestował. W końcu dzięki przedsiębiorczości tego kota miał zajęcie, a za chwilę miało to być nawet dochodowe zajęcie.