-->

29 cze 2011

Ktoś znika, ktoś się pojawia

Upalne lato dobiegło końca. Przyszła jesień. Pimpek wygrzewał się w promieniach jesiennego słońca, nie tak już niestety ciepłych jak letnie. Kiedy zaczęły się słoty, rzadziej wystawiał nos z domu. Przyszła zima i wychodził już na zewnątrz wyłącznie za potrzebą. Wreszcie zima się kończyła i nadeszła nadzieja na poprawę pogody. Będzie można się powłóczyć po okolicy. Roślinność zbudzi się do życia, ogród sąsiada znów się zazieleni i będzie można się schować w znajomym gąszczu nie martwiąc się, że suche badyle pozostałe z ubiegłego roku pokaleczą łapy.

Heniek zniknął jeszcze przed upływem lata. Pewnego dnia po prostu się nie pojawił. Przypuszczali, że wrócił na łono rodziny. Miał przecież zobowiązania. Odszedł bez pożegnania.

Barry zgnuśniał trochę przez okres chłodów. Nigdy nie łaknął nadmiernie towarzystwa, ale ostatnio stał się wręcz samotnikiem. Wraz z nadejściem wiosny miało się to zmienić.

W okolicy wiało nudą. Pół roku minęło od afery, w której maczali swoje kocie łapy. Nikt już o tym nie pamiętał. Zimą Policja z rozkoszą tarzała się w śniegu napawając się swobodą. Koty pojawiały się sporadycznie na jej posesji i chwilowo nie sprawiały większych problemów. W dodatku ku jej uciesze ich banda uszczuplała.

Zapowiadały się zmiany. Przed domem po drugiej stronie ulicy stał wóz meblowy. W ubiegłym tygodniu wyprowadzili się starzy sąsiedzi. Szkoda. Sąsiadka była już na emeryturze, gotowała takie smaczne obiady. To znaczy smakowicie pachnące. Ale nie była już w stanie zajmować się dużym domem. Wraz z mężem przeprowadziła się do córki, a jej stare lokum miała zamieszkać nowa rodzina. Na razie Policja widziała tylko młodych ludzi z małym dzieckiem w foteliku. Czyżby to byli nowi sąsiedzi?
Tak, to byli nowi właściciele domu po drugiej stronie ulicy. Ale w przeprowadzce nie uczestniczyła cała rodzina, o czym Policja nie miała pojęcia. Dwoje trzydziestolatków, którzy właśnie rozpakowywali swój dobytek, miało przychówek w postaci trzech energicznych synów i kota. Policja na pewno nie będzie tym zachwycona, ale ktoś być może. Zwłaszcza, że nowy kot był naprawdę kotką…

27 cze 2011

Marzenie Barrego

Gruby kot marzy o pięknym głosie.
Niestety dawno zebrał pokłosie
swojego pana niechlubnych czynów.
Nic z potencjalnych córek i synów…
Baryłka piszczy, ogonem majta,
A chciałby głosem Barrego Whita
miauczeć. A tutaj marzec nadchodzi.
Co z tego? Marzec… to nic nie szkodzi.
Gdy inne koty będą marcować,
on będzie milcząc w kącie się chować.
Jego właściciel zadał mu mata,
niestety zrobił z niego kastrata.

3 cze 2011

Nauka nie idzie w las

Tego wieczoru rysownik nie miał natchnienia do pracy. Włączył telewizor. Właśnie zaczęły się wiadomości. Puścił mimo uszu kilka informacji ze świata polityki. W związku z trwająca kampanią wyborczą należało się uodpornić na pewne hasła. Po przeglądzie afer w partiach politycznych w telewizorze pojawił się rzecznik prokuratury. Dziennikarka zapytała o sprawę trash art. To żywo zainteresowało właściciela Baryłki. Pani redaktor trochę się zapędziła używając tego terminu. Chodziło oczywiście o skradzione z jego śmietnika szkice, które znalazły się w galerii. Wykorzystano śmieci, ale trudno uznać, że wyprasowanie pogniecionych kartek jest formą artystycznego recyklingu. Z pewnością nie było to żadne trash art. No ale media rządzą się swoimi prawami. Rozmówca wyjaśniał, że gdyby rysunki wyciągnięto z kontenera stojącego przy ulicy, w ogóle nie wszczęto by dochodzenia. Jedynie fakt, że przedmiotem kradzieży były prace wyrzucone do kosza na terenie posesji, co związało się z wtargnięciem niepowołanych osób na teren prywatny, sprawił że prokuratura zajęła się sprawą. Rzecznik poinformował, że na skradzionych rysunkach nie znaleziono żadnych odcisków palców poza należącymi do właściciela galerii. Ten poddawany jest obecnie badaniom biegłych psychiatrów, gdyż istnieje realne przypuszczenie, że jest chory psychicznie. Jest on także podejrzanym, gdyż miał już na swoim koncie zarzut paserstwa, ale niczego mu dotąd nie udowodniono. Dziennikarka podała również do wiadomości, że w tym samym czasie policja otrzymała zgłoszenie o dziwnych zajściach na terenie posesji sąsiadującej z miejscem kradzieży. Zgłoszono mianowicie, że na sąsiednią działkę rzucano mięsem. Policja bada związek pomiędzy wypadkami, gdyż pewne fakty w obu sprawach wydają się zbieżne. Zebrany materiał dowodowy został poddany skrupulatnym badaniom w policyjnym laboratorium. W podrzuconym mięsie znaleziono liczne szczepy bakterii, w tym bakterie E. Coli. Trudno jednak dowieść, że mięso zostało celowo nimi zarażone. Większość produktów uboju, mimo braku śladów zepsucia, jest zarażone bakteriami już w sklepie w wyniku nieprawidłowej obróbki. W dodatku mięso leżało kilka godzin w wysokiej temperaturze na trawniku, co sprzyja namnażaniu flory bakteryjnej. Uznano więc zdobyte dowody za niewystarczające. Nie ma co ukrywać, to była śmierdząca sprawa.

Barry leżał na parapecie okna za firanką i lizał swoje futro. Wysłuchał informacji podanych w telewizji. Był zupełne spokojny. Ich paser sypał, ale kto by mu uwierzył w coś takiego? Chory psychicznie? Niech tak myślą, bardzo dobrze. Szajka była zupełnie bezpieczna, mieli najlepsze z możliwych alibi, byli… kotami.

Tydzień później rysownik odebrał korespondencję. Od razu wyrzucił gazetki promocyjne z supermarketów oraz reklamę drzwi antywłamaniowych. Odłożył na później zaproszenie na wernisaż znajomego malarza. Zatrzymał się przy liście poleconym . Oberwał brzeg koperty i wyjął jej zawartość. Było to zawiadomienie z prokuratury. Z urzędniczego pisma dowiedział się, że śledztwo w sprawie umorzono z powodu braku dowodów. Odłożył beznamiętnie pismo na komodę w przedpokoju i udał się do pracowni. Usiadł przed komputerem, otworzył stronę internetową znanego serwisu aukcyjnego i wpisał w wyszukiwarkę: niszczarka do papieru…


Koniec części pierwszej

1 cze 2011

Do trzech razy sztuka

Heniek, Pimpek i Barry siedzieli w gęstej trawie tuż przy źródełku i nic nie mówili. Bo co tu można było powiedzieć? Znowu ponieśli fiasko. Misternie przygotowany plan rozpadł się w gruzy. Najpierw zawalił Pimpek, teraz Baryłka się nie popisał. Cała nadzieja w Heńku.
Heniek domyślał się jakie kumple wiążą z nim nadzieje. Słabo znał okolicę, ale był gotów podjąć ryzyko, byle tylko nie leżeć plackiem na pogniecionych arkuszach.

Rysownik wracał do domu po rozmowie z nowym wydawcą. Spotkanie było długie, ale niezwykle owocne. Należało domówić jeszcze kilka szczegółów i w zasadzie mógł się zabierać do pracy. Miał robić ilustracje do cyklu książek edukacyjnych. Duże zlecenie i całkiem intratne. Był zadowolony. Szczególnie cieszył go fakt, że dostał dziś sporą zaliczkę i mógł wreszcie wstawić samochód do warsztatu, aby naprawiono mu klimatyzację. Jazda w upały bez tego udogodnienia była istną mordęgą. Z warsztatu podjechał parę przystanków tramwajem, a resztę trasy do samego domu postanowił pokonać piechotą. To miał być długi spacer, ale chciał go sobie umilić oglądając wystawy sklepowe w pasażu. Bardzo dawno nie szedł tędy, zwykle poruszał się po mieście samochodem. Zakupy robił w centrum po drodze z wydawnictwa albo w supermarkecie w swojej dzielnicy, ale tam również jechał autem, aby nie nosić ciężkich pakunków. Zauważył wiele nowych sklepów. W miejscu pasmanterii otwarto sklep z winami. Po drugiej stronie pasażu dostrzegł galerię. Na pewno jej tu nie było, ale nie mógł sobie przypomnieć, co mieściło się tu wcześniej. Poczekał aż minie go rowerzysta i przeszedł w kierunku interesującego sklepu. Gdy zbliżał się do wystawy coś szczególnie zwróciło jego uwagę. Jeden wyeksponowany rysunek wyglądał dziwnie znajomo. To przecież było wybrzeże klifowe… jego wybrzeże klifowe! Zdębiał. Nie, zbaraniał. Zdębiał i zbaraniał. To był jeden z jego nieudanych szkiców. Ktoś skopiował jego pracę? Na papierze nie było widać śladów zagnieceń, ale był pewien, że to nie kopia, tylko ten sam rysunek, który pogniótł niedbale i wyrzucił do kosza. W pierwszym odruchu chciał wejść do galerii i zapytać o niego. Ale przecież nie ma dowodu na to, że jest jego autorem. Poza tym jeśli właściciel galerii wszedł w posiadanie jego pracy nielegalnie, to wolał nie ryzykować. Wciąż nie mogąc uwierzyć w to co zobaczył skierował się w stronę pobliskiego komisariatu policji.

Kilka dni później Heniek podjął się kolejnej próby przerzutu. Wymiana przebiegła jak zwykle bez komplikacji, jednak zapłata znowu przepadła z kretesem. Heniek miał szczęście do bezpańskich kotów, które drugi raz postanowiły mu dokuczyć. Tym razem miał już uraz, porzucił więc zdobyte w wymianie mięso, aby odwrócić uwagę miastowych zabijaków.

Dwa dni później do galerii weszła policja.