-->

3 cze 2011

Nauka nie idzie w las

Tego wieczoru rysownik nie miał natchnienia do pracy. Włączył telewizor. Właśnie zaczęły się wiadomości. Puścił mimo uszu kilka informacji ze świata polityki. W związku z trwająca kampanią wyborczą należało się uodpornić na pewne hasła. Po przeglądzie afer w partiach politycznych w telewizorze pojawił się rzecznik prokuratury. Dziennikarka zapytała o sprawę trash art. To żywo zainteresowało właściciela Baryłki. Pani redaktor trochę się zapędziła używając tego terminu. Chodziło oczywiście o skradzione z jego śmietnika szkice, które znalazły się w galerii. Wykorzystano śmieci, ale trudno uznać, że wyprasowanie pogniecionych kartek jest formą artystycznego recyklingu. Z pewnością nie było to żadne trash art. No ale media rządzą się swoimi prawami. Rozmówca wyjaśniał, że gdyby rysunki wyciągnięto z kontenera stojącego przy ulicy, w ogóle nie wszczęto by dochodzenia. Jedynie fakt, że przedmiotem kradzieży były prace wyrzucone do kosza na terenie posesji, co związało się z wtargnięciem niepowołanych osób na teren prywatny, sprawił że prokuratura zajęła się sprawą. Rzecznik poinformował, że na skradzionych rysunkach nie znaleziono żadnych odcisków palców poza należącymi do właściciela galerii. Ten poddawany jest obecnie badaniom biegłych psychiatrów, gdyż istnieje realne przypuszczenie, że jest chory psychicznie. Jest on także podejrzanym, gdyż miał już na swoim koncie zarzut paserstwa, ale niczego mu dotąd nie udowodniono. Dziennikarka podała również do wiadomości, że w tym samym czasie policja otrzymała zgłoszenie o dziwnych zajściach na terenie posesji sąsiadującej z miejscem kradzieży. Zgłoszono mianowicie, że na sąsiednią działkę rzucano mięsem. Policja bada związek pomiędzy wypadkami, gdyż pewne fakty w obu sprawach wydają się zbieżne. Zebrany materiał dowodowy został poddany skrupulatnym badaniom w policyjnym laboratorium. W podrzuconym mięsie znaleziono liczne szczepy bakterii, w tym bakterie E. Coli. Trudno jednak dowieść, że mięso zostało celowo nimi zarażone. Większość produktów uboju, mimo braku śladów zepsucia, jest zarażone bakteriami już w sklepie w wyniku nieprawidłowej obróbki. W dodatku mięso leżało kilka godzin w wysokiej temperaturze na trawniku, co sprzyja namnażaniu flory bakteryjnej. Uznano więc zdobyte dowody za niewystarczające. Nie ma co ukrywać, to była śmierdząca sprawa.

Barry leżał na parapecie okna za firanką i lizał swoje futro. Wysłuchał informacji podanych w telewizji. Był zupełne spokojny. Ich paser sypał, ale kto by mu uwierzył w coś takiego? Chory psychicznie? Niech tak myślą, bardzo dobrze. Szajka była zupełnie bezpieczna, mieli najlepsze z możliwych alibi, byli… kotami.

Tydzień później rysownik odebrał korespondencję. Od razu wyrzucił gazetki promocyjne z supermarketów oraz reklamę drzwi antywłamaniowych. Odłożył na później zaproszenie na wernisaż znajomego malarza. Zatrzymał się przy liście poleconym . Oberwał brzeg koperty i wyjął jej zawartość. Było to zawiadomienie z prokuratury. Z urzędniczego pisma dowiedział się, że śledztwo w sprawie umorzono z powodu braku dowodów. Odłożył beznamiętnie pismo na komodę w przedpokoju i udał się do pracowni. Usiadł przed komputerem, otworzył stronę internetową znanego serwisu aukcyjnego i wpisał w wyszukiwarkę: niszczarka do papieru…


Koniec części pierwszej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz