-->

19 maj 2011

Drugie podejście

Barry siedział na parapecie w otwartym oknie i mył swoje futro po śniadaniu. Niedaleko w ogrodzie Pimpek także dokonywał porannej toalety rozmyślając z zachwytem o swojej inteligencji, błyskotliwości i sprycie. Za chwilę miał się odbyć przerzut towaru i wszystko przebiegało zgodnie z planem. Tym razem dopracował wszystkie szczegóły, żeby nie zaliczyć takiej wpadki jak w zeszłym tygodniu, kiedy musiał porzucić otrzymaną zapłatę na sąsiednim podwórku. Świeży soczysty rozbef poszedł na straty. Tym razem nocną misję wypełnił Barry. Chyba był bardziej odważny, a może po prostu bardziej zdesperowany. Pimpek skwapliwie przystanął na pomysł, aby akcji sabotażowej przewodził kto inny. Sam i tak już stracił w oczach towarzyszy. Nie dość, że zamiast gotówki za przeszmuglowane obrazy załatwił mięso, to jeszcze porzucił je po drodze przestraszony dźwiękiem syreny karetki jadącej gdzieś w nocy do chorego.

Heniek, wiejski chłopak, nietutejszy i niejako gościnnie, był od czarnej roboty. Barry, który umiał trzymać język za zębami i był dobry w terenie, został wyznaczony do nocnych akcji i wymiany. Pimpek mianował się oczywiście mózgiem całej operacji. A miała ona wyglądać tak. Pierwszym etapem było wyciąganie z kosza nieudanych szkiców rysownika. Następnie rysunki były prasowane przez Heńka, po czym dostarczane do handlarza dziełami sztuki i wymieniane na dobra materialne, na razie w postaci mięsa dla kotów, ale w przyszłości oczywiście na żywą gotówkę. Gdyby rysownik wiedział, że jego nieudane szkice uchodzą za dzieła sztuki… A może raczej, gdyby wiedział, co to za handlarz winduje jego prace do takiej rangi…

Niestety w klinice dla zwierząt nie można było płacić mięsem, podobnie w restauracji. Łakomego Pimpka całkiem satysfakcjonowało takie wynagrodzenie, był gotów zaczekać jeszcze na konsumpcję wymarzonego rarytasu, jakim był tuńczyk błękitnopłetwy. Najważniejsze, żeby nie chodzić z pustym brzuchem, baaa, nawet nie czuć głodu. Ssanie w żołądku napawało Pimpka lękiem. Heniek znał dobrze uczucie głodu, było to dla niego naturalne. Mimo, że niczego nie brakowało mu w rodzinnych stronach , polegał zwykle na instynkcie i jadł dopiero jak poczuł głód. Jadł więcej niż powinien, to fakt, ale trzymał się wyznaczonych pór posiłków. Ale to była już przeszłość. Teraz musiał zacisnąć pasa i wykarmić siedem małych kocich pyszczków i jeden duży, matki swoich dzieci. W tej chwil sen z powiek spędzała mu myśl, ja przetransportować mięso do domu, aby nie zostało przechwycone po drodze przez bezpańskie psy i aby się w trakcie podróży nie zepsuło.

Ale wszystkie te rozważania i plany były czysto teoretyczne, bo kocia szajka dziś dopiero po raz drugi miała dokonać wymiany dzieł sztuki na mięso. Poprzednia akcja przed tygodniem skończyła się fiaskiem, Pimpkowi puściły nerwy i stracili cały zarobek. Tym razem lepiej wszystko zaplanowali. Przygotowali grunt usuwając na bok Policję, wrednego psa sąsiadki, który choć głupi jak but, mógł nieoczekiwanie pokrzyżować im plany. Trasa przerzutu biegła niefortunnie przez działkę, na której grasowała Policja. Niby mogli zmienić jej przebieg, ale kto wie na jakie inne nieoczekiwane przeszkody mogli się natknąć na innej trasie.

Barry posilony, zapakował na grzbiet kolejny transport i za chwilę miał ruszyć na umówione spotkanie z handlarzem. Tym razem za dnia, nie pod osłoną nocy, ale za to dobrze przygotowaną bezpieczną trasą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz