-->

28 lip 2010

Niemoc twórcza

Ciężko się pracowało w takich warunkach. Żar się leje z nieba, a teraz jeszcze to psie ujadanie. Kolejny nieudany szkic poleciał do kosza. Nie trafił do środka, tylko podzielił los innych pogniecionych arkuszy papieru, które piętrzyły się dookoła. Mężczyzna wstał, przeciągnął się, aby rozprostować kości. Zdrętwiał mu kark od ślęczenia nad deską. Jakoś nie miał dziś weny do rysownia. Różne pomysły krążyły mu po głowie, ale nie potrafił się skupić na jednym temacie. Postanowił, że zrobi sobie małą przerwę. Podszedł do drzwi tarasowych i uchylił je, aby zrobić przeciąg. Może lżej będzie znosić ten upał. Po czym skierował się do kuchni. Pomyślał, że może mocna kawa rozjaśni mu umysł.

Drzwi do domu zostały otwarte. Baryłka wykorzystał sytuację. Wślizgnął się przez wąską szparę omiatając ogonem skrzydło drzwiowe. Miał dość jazgotu Policji gulgoczącej po drugiej stronie siatki. Pimpka świerzbił najwyraźniej grzbiet. Że też chciało mu się drażnić z psem sąsiada. Nawet najspokojniejszy kundel nie pozostanie obojętny na taką prowokację. Barry przeszedł przez gabinet swojego pana, uważnie stawiając łapy pomiędzy leżącymi tu i ówdzie pomiętymi rysunkami. Lubił czasem pobawić się kulkami papieru, ale dziś akurat nie miał na to ochoty. Miał chęć uciąć sobie drzemkę w swoim ulubionym miejscu. I tak też zrobił.



Mężczyzna z kubkiem kawy w ręku wszedł do pokoju. Na desce, przy której zwykł pracować, wśród papierzysk, kredek i ołówków leżało zwaliste futrzaste cielsko jego kota. Wiedział, że na czystych arkuszach papieru zostaną ślady brudnych łap i kocie kłaki. Ale nie potrafił się złościć na tego grubasa. Widok Baryłki leżącego na jego projektach niezmiennie go rozczulał. Ten kot był jego jedynym towarzyszem, był na prawach domownika. Popatrzył chwilę na swojego rudzielca i zaświtał mu w głowie pewien pomysł. Odstawił kubek z kawą na mały stolik, kupiony na wyprzedaży w pewnym szwedzkim sklepie meblowym. Sięgnął po sztywną tekturową podkładkę, wziął świeży arkusz papieru i dobrze zaostrzony ołówek. Usiadł w fotelu naprzeciwko swojego miejsca pracy i spoglądając na kota leżącego na stole pod lampą zaczął szkicować.

Barry nie spał jeszcze. Spod niedomkniętej powieki zerkał na swojego pana ze szkicownikiem na kolanach. Było mu błogo z pełnym brzuchem, więc pozwolił artyście pracować, a sam powoli wpadł w objęcia Morfeusza. Tymczasem Heniek znalazł sobie miejsce na spoczynek w innej części ogrodu. Tuż obok wejścia do komórki, w której trzymano narzędzia ogrodnicze, znajdowała się stara kamienna umywalka. Było to coś na kształt parkowego źródełka, ale służyło głównie do podłączenia węża ogrodowego lub do nabierania wody do blaszanej ocynkowanej konewki stojącej tuż obok. Niektóre trudno dostępne miejsca ogrodu oraz rośliny w donicach trzeba było podlewać ręcznie. Umywalka była z piaskowca, poczerniała od działającej ciągle wilgoci, omszała i to ją właśnie obrał sobie Heniek na miejsce sjesty.

2 komentarze:

  1. wiesz, mój kot śp Rudzik, jak miał ochotę na zabawę zwalał mi się na biurko pod nosem, na zeszyty i książki i jakby nigdy nic zaczynał się bawić długopisem, którym akurat pisałam. Zawsze mnie to rozbawiało, nawet jak się już bardzo wkurzałam na odrabianie lekcji. Tęsknie za takim kocim towarzystwem... ale teraz mam psie, które zaproszone na kanapę po chwili rozpycha się niemiłosiernie patrzą z pretensją, że ma za mało miejsca. Tak to już jest z tymi futrzakami :)
    Karcia

    OdpowiedzUsuń
  2. he he, no a czasy kreslenia projektów? Zawsze się koty pakowały na kalki i łapały za rapidograf, myśląc, że bawię się z nimi w... no własnie w co? w kotka i... rapidograf (myszkę)? ;)

    OdpowiedzUsuń